Po co polska wiosna, skoro może być chorwacka?
Polska wiosna w 2022 okazała się bezlitosna. Co prawda zaczęła zmieniać nieco swoje oblicze na chwilę przed moim wyjazdem, ale to było za mało. Żeby nie było, decyzję o wyjeździe do Chorwacji podjąłem jeszcze za nim moja ulubiona pora roku okazała się być rozczarowująca.
Poprzedni wpis: Chorwacja samochodem na pięć tygodni
Nie ma to jednak znaczenia. Moje przygotowania do wyjazdu czysto teoretycznie zaczęły przybierać na sile. A przynajmniej miałem takie wrażenie. Jako technologiczny geek zacząłem oczywiście od rzeczy „mniej istotnych”, a przynajmniej może się tak wydawać z Waszej perspektywy. Po co komu gacie czy zastanawianie się jak dużo będę potrzebował cieplejszych ubrań. Przecież wiadomo, że takie rzeczy ogarnia się na ostatnią chwilę!
Musiałem jednak kupić stabilizator (gimbal) do mojego smartfona, dzięki czemu w moich vlogach będziecie mogli oglądać o wiele lepsze ujęcia. Póki byłem w Polsce, próbowałem go dobrze przetestować. Zgadnijcie jednak co? Oczywiście, że wiosna, co mogłoby pójść nie tak? Jak nie deszcz, to śnieg, jak nie śnieg, to wiatr. Albo wszystko w jednym momencie, no bo dlaczego nie?
Powyżej możecie obejrzeć moje zmagania z gimbalem, a wszystko w ramach drugiego odcinka mojego chorwackiego, podróżniczo-lifestyle’owego vloga na YT. Jako że podczas tego wyjazdu miksuję pracę zdalną z urlopem, potrzebuję być technologicznie przygotowany. I choć pierwsze odcinki vloga montowałem jeszcze w Polsce, tak kolejne – już na miejscu – będą powstawać właśnie w Chorwacji.
Przed wyjazdem nie byłem pod tym względem mobilny. Korzystałem z komputera stacjonarnego, więc to był odpowiedni czas na zakup laptopa. Miał być bardzo wydajny, z zapasem mocy, głównie do pracy twórczej – obróbki wideo, foto i tworzenia muzyki. No i oczywiście do pracy, bo to priorytet i właśnie do pracy potrzebowałem go najbardziej. Do tego musiał być bardzo lekki i niewielkich rozmiarów, na wypadek podróżowania z bagażem podręcznym w przyszłości. Co na pewno się przyda i już o tym wiem.
Mój wybór padł na Macbooka Air z 16 GB pamięci RAM. Oczywiście z procesorem M1. Okazał się to strzał w dziesiątkę, wydajność tego niepozornego laptopa jest niesamowita, a do tego sprzęt ten uzupełnił mój ekosystem Apple, w którego skład wchodziły już wcześniej iPad 8. generacji oraz iPhone 13 Mini, który służy mi również do nagrywania całego vloga. Jeśli jednak chodzi o sprzęt do nagrywania, już niebawem moja sprzętowa rodzina się powiększy i to na grubo 😉

Do tego na co dzień podczas wyjazdu korzystam właśnie ze wspomnianego, najzwyklejszego iPada, który jeszcze gdy byłem w Polsce, służył mi jako narzędzie do konsumpcji treści wszelakiej, a także do komponowania muzyki (dzięki, darmowy GarageBand!). Teraz przede wszystkim służy mi jako drugi ekran w pracy. Jestem wygodny, więć po prostu nie potrafię pracować tylko na 13,3-calowym ekranie 😉 Taka ze mnie „księżniczka”.
Na co dzień podczas wyjazdu umilam sobie też czas głośnikami BT firmy Ultimate Ears, które można parować w stereo – super sprawa. I praktycznie ciągle w uszach mam słuchawki Huawei FreeBuds 4i, które służą mi w pracowych rozmowach, a także do słuchania muzyki podczas spacerów, bo bez tego jakoś ostatnio po prostu żyć nie mogę 🙂
Z kolei w pracy pomagają mi jeszcze fan-tas-tycz-ne akcesoria stworzone przez Logitech. Bezkonkurencyjna mysz Logitech MX Master 3 to podstawa w pracy biurowej, a także tworzenia contentu – od wideo, poprzez muzykę, a kończąc na fotografii, czyli wszystko, czym trochę się zajmuję i dla pasji, i czasami dla zarobku. Komplet uzupełnia kompaktowa i rewelacyjna (lepsza niż główna klawiatura w Macbooku, a to już naprawdę wielki wyczyn) klawiatura MX Keys Mini, którą także serdecznie polecam. Aha, co do Logitecha, to mój iPad jest jeszcze wyposażony również w rewelacyjne etui z odłączaną klawiaturą. Nazywa się to Combo Touch i jest nieco drogie, ale wciąż tańsze (i lepsze!), niż apple’owskie rozwiązania tego typu. Również z czystym sercem polecam!

Sporo tego sprzętu się uzbierało, ale wszystko okazało się potrzebne. Dla rekreacji wziąłem też moją stareńką lustrzankę Canon 600D, wraz z obiektywem Tamron 17-50 F/2.8. I wiecie, co jest ciekawe? Dzięki temu moja pasja fotograficzna odżyła, bo od wielu, wielu lat była totalnie martwa, a kochałem fotografować. Na tyle wkręciłem się ponownie, że na miejscu postanowiłem… Wreszcie zmienić aparat na wyższą półkę i po godzinach zacząć też robić co nieco profesjonalnie. Ale to jeszcze przede mną 🙂
Następny wpis: Coraz bliżej wyjazdu do Makarskiej w Chorwacji – krótki pit stop nad Biebrzą
I jeśli chodzi o fotografowanie, z tej okazji zostawiam Was już z kilkoma zdjęciami już z mojego pobytu. Do przeczytania w kolejnym wpisie!



